Blog > Komentarze do wpisu
Kalifornijscy, słoneczni surferzy [The Beach Boys]
Po Beatelsach i Bobie Dylanie kolejni ojcowie-założyciele melodyjnego skrzydła muzyki rockowej. W latach 60-tych byli bogami Ameryki, zwłaszcza amerykańskiej młodzieży, zwłaszcza tej zamożniejszej, tej, którą stać było na pożyczenie od ojca w sobotni wieczór samochodu, by pojechać za miasto i wspólnie z dziewczyną/chłopakiem patrzyć na gwiazdy. Gdy słyszę The Beach Boys, mam odczucie, że lata 60-te w USA były piękne, słoneczne, łatwe, dziecinnie fascynujące. Potwierdziłby to z pewnością bohater fantastycznego serialu "Cudowne lata" Kevin Arnold, któremu przyszło cieszyć się dzieciństwem właśnie w tamtym czasie. Choć z przygodami, dorastał raczej harmonijnie. Tak samo harmonijna jest muzyka The Beach Boys. Chyba nie znam drugiego zespołu pop-rockowego, którego członkowie potrafiliby wyśpiewywać tak cudowne harmonie w dwu-, trzy- i czterogłosie. Autorzy niezapomnianych, amerykańskich szlagierów lat 60-tych, jak „Surfin' USA” czy „Fun, Fun, Fun”. Być może pozostaną kojarzeni – niesłusznie! – tylko z nimi. Toteż mam dziś dla Was, sympatyczni melodyjni czytelnicy, dwie piosenki mniej znane, a chyba piękniejsze. Tę pierwszą możecie zanucić swojej drugiej połówce, kiedy już poczujecie, że „Bóg jeden wie, co zrobilibyście bez niej”, a dzięki tej drugiej przez moment znajdziecie się na cudownej plaży Aruby lub Jamajki.
poniedziałek, 03 września 2007, chigliack
|
|